piątek, 19 lutego 2010

Moja przygoda z filmem.

W październiku 2006 roku miałem przyjemność rozpocząć moją przygodę z filmem pod roboczym wówczas tytułem "Post Mortem - opowieść Katyńska". Uczestnicząc w Castingu wczesną jesienią 2006 roku nie przypuszczałem wówczas, że zostanę zakwalifikowany do roli jako jeden z 50-ciu oficerów polskich, którzy wezmą udział jako statyści w scenach związanych z mordowaniem ich w Katyniu.

Pierwszy mój wyjazd nastąpił 9 października 2006 roku do Kasiny Wielkiej, niedaleko Krakowa, gdzie były kręcone sceny wywózki oficerów polskich do obozów jenieckich. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z cała plejadą polskich aktorów, takich jak Andrzej Chyra, Artur Żmijewski, Paweł Małaszyński, czy Maja Ostaszowska, oraz oczywiście z samym wielkim "Mistrzem", jak wszyscy na planie filmowym do Niego się zwracali - Andrzejem Wajdą. W scenach tych brało również udział ponad 400 statystów ubranych w mundury polskie, radzieckie i niemieckie, w tym również nasza 50-cio osobowa grupa oficerska, która miała o wiele większe "przywileje" niż pozostali wojskowi statyści. Przede wszystkim nasze twarze przewijały się w wielu kręconych scenach, a pod koniec zdjęć nawet byliśmy już rozpoznawani przez profesjonalnych aktorów, z którymi niejeden z nas się zaprzyjaźnił i oczywiści nieomieszkał zrobić sobie wielu ciekawych zdjęć. 

Kolejny wyjazd miał miejsce w połowie listopada 2006 roku do Warszawy. Spędziliśmy tam parę dni. Kręcone były sceny wyprowadzania polskich oficerów z obozu w Kozielsku (zdjęcia w Cytadeli Warszawskiej), oraz chyba jedne z najgorszych scen w tym filmie - rozstrzelanie polskich oficerów przez NKWD w lesie katyńskim (na poligonie wojskowym w wesołej pod Warszawą). Tego dnia bardzo wczesnym rankiem cała nasza grupa 50-ciu oficerów została przewieziona na poligon. Na miejscu zobaczyliśmy doły wypełnione setkami zakrwawionych ciał - były to manekiny - i spychacz czekający by przysypać je piaskiem. Moje pierwsze odczucie było bardzo złe. Jak okazało się, że to my, ucharakteryzowani, umazani krwią też mamy wejść do dołów, położyć się obok tych manekinów i udawać martwych zrobiło mi się niedobrze. Najgorsze jednak okazało się, gdy ruszył spychacz i zaczął nas zasypywać, zaś jeden z sowieckich żołnierzy przechadzał się po stercie trupów i bagnetem dobijał rannych. Scena ta na nas wszystkich zrobiła przygnębiające wrażenie. Na kwaterę wracaliśmy w ciszy i skupieniu. 

Z początkiem stycznia 2007 roku wyjechaliśmy do Starego Dzikowa na Podkarpacie. Tam zdjęcia realizowano w zabytkowej cerkwi, zaadoptowanej na sowieckie więzienie. Zbudowano tam ponad 500 prycz więziennych, starając się wiernie odtworzyć obóz w Kozielsku. Tam też odbyła się scena przygotowania do Wigilii Bożego Narodzenia w obozie. Wspólnie  ze wszystkimi oficerami odśpiewaliśmy kolędę "Bóg się rodzi". Niejeden z nas miał wówczas łzy w oczach. 

Teraz jest już dawno po premierze filmu, ale silne przeżycia i wspomnienia pozostały! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz