W tym roku, wspólnie z moim przyjacielem Marcinem Niewaldą, który zajmuje się w sposób profesjonalny genealogią Polaków prowadząc stronę internetową pod nazwą http://www.genealogia.okiem.pl/ udało mi się znowu wyjechać na Ukrainę, tym razem w okolice Drohobycza, Sambora, Truskawca, Borysławia i Turki nad Stryjem. Są to tereny wyjątkowej urody, wspaniałych lasów, pięknie wijących się dzikich rzek i strumieni, a przede wszystkim przyjaznych ludzi, których dane było nam spotkać na naszej drodze. Pomimo wielu obaw i prób skutecznego zniechęcenia mnie do wyjazdu zwłaszcza ze strony mojej kochanej żony Kasi, która była prawie pewna, że nie powrócę już z ogarniętych wojną dawnych Kresów II Rzeczpospolitej, to jednak nasza wyprawa zaowocowała wielu ciekawymi odkryciami, które udokumentowane stanowią kolejny przyczynek do poznania nie tylko genealogii naszych przodków zamieszkujących te tereny na przełomach XVIII, XIX i XX wieku, ale również poznania pasjonującej historii zachowanych jeszcze, acz coraz bardziej poddających się zębowi czasu polskich kościołów, cerkwi i kaplic. Dla mnie osobiście największym przeżyciem było odnalezienie na Drohobyckim cmentarzu grobu mojego pra pra dziadka Artura Strzetelskiego, który zmarł w 1902 roku.
Cmentarz w Drohobyczu i grobowiec mojego pra pra dziadka Artura Strzetelskiego
Ale zacznijmy od początku.
Wyjazd nasz rozpoczął się w niedzielę 6 lipca 2014 roku. Jednak wyjeżdżając w godzinach południowych z Krakowa wiedzieliśmy, że granicę przekroczymy dopiero następnego dnia, w poniedziałek 7 lipca. W drodze na Ukrainę postanowiliśmy zatrzymać się w Przemyślu u zaprzyjaźnionej Siostry Służebniczki - Krystyny Kasperczyk, pracującej w kancelarii Kurii Metropolitalnej. Siostrę Krystynę znam już od wielu lat i bardzo dużo jej zawdzięczam. To osoba niezwykle ciepła i uczynna. Ugościła nas iście po królewsku, a na koniec dnia zaserwowała nam wspaniały spacer pokazując panoramę Przemyśla i opowiadając wiele interesujących historii związanych z tym miejscem. Dzięki temu wprowadziła mnie i Marcina w zachwyt, pozwalając zobaczyć to miasto w zupełnie innym świetle, niż to w jaki przedstawiają go typowe przewodniki.
Ja i Siostra Krystyna na tle panoramy Przemyśla.
Następnego dnia rano, po śniadaniu czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Siostra postanowiła nam pokazać odnowione jeszcze nie udostępnione dla zwiedzających podziemia Katedry Przemyskiej. I dzięki uprzejmości pana Marka Łabuńskiego dane nam było dosłownie dotknąć 1000-letniej historii ukrytej w przepięknie odnowionych podziemiach bazyliki archikatedralnej p.w. Wniebowzięcia Najświętrzej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela w Przemyślu. Uważa się, że znajdujące się tam, odkryte pod prezbiterium fundamenty późnoromańskiej kamiennej rotundy, prawdopodobnie z XI wieku, mogą pamiętać nawet czasy Mieszka I. Wśród chowanych od końca XIV wieku w Kryptach kościoła licznych zidentyfikowanych biskupów, księży i wiernych znajdują się między innymi biskupi diecezjalni oraz pomocniczy.
Historia zarówno Katedry jak i zasypanych przed ponad 200 lat jej podziemi jest imponująca. Katedra należy do największych i najstarszych kościołów w mieście. Jej budowę rozpoczął w roku 1460 ówczesny biskup Mikołaj Błażejowski. Budowa trwała do roku 1495. Do momentu budowy nowej świątyni, funkcję katedry spełniał najpierw niewielki, nieistniejący już drewniany kościół św. Piotra oraz nieistniejący również kościół na Wzgórzu Zamkowym. Pod koniec XV wieku Katedra została zniszczona podczas najazdu Wołochów na miasto, po czym została odbudowana. W roku 1578 ówczesny starosta Jan Drohojowski dobudował boczną kaplicę Najświętszego Sakramentu. Natomiast w roku 1728 biskup Aleksander Antoni Fredro herbu Bończa zdecydował się na zmianę stylu katedry i przebudował ją w stylu barokowym. Wymieniono wówczas ołtarz, okna i posadzkę oraz wykonano nową polichromię. W ramach tych prac dobudowano kolejną boczną kaplicę, zwaną dzisiaj Kaplicą Fredrów, gdzie znajduje się krypta grobowa tej rodziny. Niestety w roku 1733 doszło do katastrofy budowlanej, runęło sklepienie nawy głównej oraz jeden filar, które przebiły posadzkę, zasypując na ponad 200 lat całe podziemia Katedry. Po odbudowie w 1744 roku kościół ponownie został konsekrowany przez biskupa Hieronima Wacława Sierakowskiego. Po kolejnych 100 latach biskup Łukasz Solecki w roku 1883 ponownie restaurował świątynię, tym razem w duchu neogotyckim.
Obecnie, od kilku lat trwają prace, które mają na celu przystosowanie podziemi Katedry do zwiedzania. W tym czasie odnaleziono kilkanaście trumien ze szczątkami biskupów. Prace są juz na ukończeniu i w najbliższym czasie zostaną udostępnione dla zwiedzających.
Odgruzowane i odnowione podziemia Katedry w Przemyślu.
Ale Katedra to przede wszystkim miejsce kultu. To tu znajduje się gotycka, alabastrowa figura, z końca XV wieku - figura Matki Bożej Jackowej. Jak podają przekazy, figura ta miała być uratowana w Kijowie z tatarskiej pożogi przez św. Jacka Odrowąża, który przez Halicz przywiózł ją do Krakowa. Stamtąd pod koniec XVI w. figura została przewieiono do Przemyśla i umieszczonna w konwencie dominikańskim, gdzie przebywała aż do roku 1788. Po kasacji zakonu przez zaborców austriackich figurę przeniesiono do Katedry. Słynąca licznymi cudami Matka Boża Jackowa (zwana też dawniej "kamienną”) przyciąga wiernych z całego świata. Więc i my w krótkiej modlitwie poprosiliśmy Matkę Bożą Jackową o szczęśliwą i bezpieczną podróż na Ukrainę.
Przy pożegnaniu, obiecaliśmy Siostrze Krystynie, że na pewno wrócimy tu jeszcze by dokładniej poznać historię tego pięknego miasta. I wtedy przemknęła mi przez głowę myśl, że po wojnie chyba Opatrzność szczególnie czuwała nad tym 1000 letnim miastem. Przecież, podobnie jak inne polskie miasta, mogło znaleźć się po drugiej stronie granicy i podzielić smutne losy Lwowa, Drohobycza, Borysławia, Truskawca czy Sambora. Gdyby tak się stało, to kto wie czy teraz moglibyśmy podziwiać te wspaniałe dzieła i oddychać klimatem 100 letniej historii.
Cudowna Figura Matki Bożej Jackowej
Przed południem opuściliśmy gościnny Przemyśl i udaliśmy się w stronę granicy, którą przekroczyliśmy dość szybko i sprawnie. Już po stronie ukraińskiej czekali na nas z wynajętym samochodem zaprzyjaźnieni Olena i Wasyl. Spakowaliśmy więc swoje rzeczy i we czwórkę ruszyliśmy odkrywać zachowane jeszcze ślady polskości na terenach dawnych Kresów Wschodnich.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz