Na temat Drohobycza, miasta leżącego na pogórzu karpackim, oddalonego o około 60 km od obecnej polskiej granicy, powiedziano i napisano już właściwie wszystko. A jednak moja i moich przyjaciół wizyta w tym mieście spowodowała, że z wielkim zaciekawieniem wysłuchaliśmy nieznanej nam opowieści o historii gotyckiego kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Bartłomieja, odwiedziliśmy miejsce w którym urodził się i mieszkał Bruno Schultz, a na koniec na tamtejszym cmentarzu odnalazłem grobowiec mojego pra pra dziadka Artura Strzetelskiego.
Ale zacznijmy od początku.
Po zjedzeniu smacznego obiadu postanowiliśmy przynajmniej przez krótką chwilę zobaczyć miasto, którego historia sięga aż średniowiecza. To tu za czasów Rusi Halickiej istniały kopalnie soli. Jak ważne było jej wydobycie niech świadczy fakt, że w herbie miasta umieszczono dziewięć głów soli zwanych topkami. Rynek to serce Drohobycza. Na jego środku stoi ratusz wzniesiony w latach 20-tych XX wieku. Jego fasada ozdobiona była rzeźbami gryfów, które niestety zostały zniszczone w czasach radzieckich. To tu znajduje się siedziba władz miejskich. Przechodząc przez rynek mijaliśmy po drodze zwykłych ludzi spieszących z pracy do domu. Siedząca na ławkach młodzież żywo o czymś dyskutowała. Matka karciła niesforne dziecko, a z przeciwległego końca rynku dobiegała melodia granych na akordeonie ukraińskich dumek. Czas płynął bardzo leniwie i spokojnie. Można było odnieść wrażenie, że jesteśmy w którymś z miasteczek na wchodzie Polski. Tylko, że tu mijani przez nas ludzie mówili po ukraińsku.
Ratusz w Drohobyczu
To właśnie stąd, z tego niewielkiego, galicyjskiego miasteczka pochodzi lub jest z nim związanych wiele bardzo znanych osób. To tu urodził się malarz Artur Grottger, poeta Kazimierz Wierzyński, hetman wielki koronny Wacław Rzewuski, malarze Maurycy i Leopold Gotlieb czy ukraiński pisarz Iwan Franko. Jednak nikt nie rozsławił tego miasta tak jak polski pisarz i rysownik żydowskiego pochodzenia Bruno Schulz, który urodził się w 1892 roku. Wtedy to, na przełomie wieków Drohobycz był niedużym, kresowym miasteczkiem. Na pocztówkach i zdjęciach z tego okresu widać niewielkie parterowe domki. Tylko nad miastem górowała bryła ceglanej, gotyckiej fary wraz z dzwonnicą.
Udaliśmy się więc w stronę gotyckiego kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Bartłomieja. Chcieliśmy zwiedzić tę świątynię, o której dane nam było czytać w licznych przewodnikach, a która przez wieki opierała się licznym najazdom Tatarów, Turków czy Kozaków. Jednak w najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczaliśmy, że dane nam będzie dosłownie dotknąć historii i na dobre "utonąć" w opowieści jakże sympatycznego Pana Stanisława Winiarza - kościelnego opiekującego się tą świątynią. Jego wspaniała, jakże barwna opowieść o historii drohobyckiej fary przeniosła nas w dawne czasy.
Oczami wyobraźni zobaczyliśmy okrutną rzeź wiernych, którzy zabarykadowali się w kościele przed najazdem Kozaków w 1648 roku, Do dzisiaj na ścianie kościoła widać znak pokazujący do jakiej wysokości leżały ciała pomordowanych wiernych. Zrobiło to na nas bardzo przygnębiające wrażenie. Wewnątrz świątyni zachowało się mnóstwo dawnej polskiej symboliki. Świątynia została ufundowana przez Władysława Jagiełłę w 1392 roku i szczyciła się bogatym barokowym wnętrzem oraz pięknymi polichromiami i witrażami. Był to jeden z najpiękniejszych kościołów na Kresach. Przetrwał nie tylko najazdy tatarskie ale i dwie wojny światowe. Dopiero sowieci doprowadzili go do ruiny i zniszczenia. Piękne rzeźbione ołtarze i cenne obrazy spalono, a zabytkowe, trzyćwierciowe organy sprzedano za 300 rubli do Gruzji, gdzie w czasach sowieckich urządzano wówczas bardzo modne koncerty organowe. Polichromie zdarto lub zamalowano, a całą świątynię zamieniono najpierw na salę gimnastyczną, a potem na magazyn papieru. Wewnątrz zachwyciły nas niezwykłe rozwiązania architektoniczne, piękny, szeroki chór, który w częściach naw ma okrągłe otwory. Powoduje to, że miejsca te wyglądają jak osobne kaplice. Ogromne drewniane tablice ze spisaną po łacinie historią tego miejsca, na szczęście zachowały się prawie w całości. Także średniowieczne freski cieszą oczy swym pięknem.
Legenda głosi, że przy budowie kościoła, ufundowanego przez Władysława Jagiełłę w 1392 roku, znaleziono stopę, dłoń i głowę słowiańskiego bożka. Zostały one wmurowane w ścianę kościoła i stąd powstało przysłowie "ręka, noga, mózg na ścianie".
To absolutna perła polskiej kultury i architektury w tym miejscu, stale odnawiana i restaurowana. Po jej odzyskaniu w 1989 roku wierni odrzucili propozycję Kościoła Prawosławnego, który chciał przejąć kościół dając w zamian miejsce pod budowę innego. Poniżej prezentuje parę zdjęc zrobionych wewnątrz kościoła.
Polacy mieszkający w Drohobyczu, dzięki swej determinacji, nieustającej modlitwie i wsparciu wielu osób, w tym również odwiedzających rodaków z Polski utrzymują świątynię. I my również złożyliśmy drobny datek. Byliśmy tak zauroczeni pięknem tego miejsca, że nawet nie zauważyliśmy kiedy minęła kolejna godzina naszego pobytu w tym mieście. Spojrzeliśmy na zegar - była już prawie piąta po południu, a my w dalszym ciągu nie wiedzieliśmy gdzie i czy w ogóle uda się nam załatwić nocleg. Wprawdzie wyjeżdżając z Przemyśla droga Siostra Krystyna zapewniała nas, że na pewno będziemy mogli zatrzymać się w Borysławiu u Sióstr Służebniczek Starowiejskich, które na zapleczu nowo wybudowanego kościoła otworzyły swój klasztor. Nie wiedzieliśmy jednak czy siostry wiedzą o naszym przyjeździe i czy nas przyjmą. Dlatego też pożegnaliśmy się z panem Stanisławem dziękując mu za wspaniałą lekcję historii i udaliśmy się jeszcze na poszukiwanie śladów mieszkającego i tworzącego w Drohobyczu Brunona Schulza.
Nieopodal kościoła, znajduje się dom, w którym on mieszkał do czasów II wojny światowej. Informuje o tym niewielka tabliczka. Jednak domu przy rynku, w którym mieścił się sklep bławatny ojca Brunona już dawno nie ma. To ten właśnie sklep opisał przepięknie Schulz w „Sklepach cynamonowych”, których śladów niestety próżno szukać w całym mieście. Nie ma też Żydów, Ukraińców, Polaków i Niemców żyjących jak jedna społeczność. Na jednej z uliczek prowadzącej w stronę Rynku znajduje się wmurowana w 2010 roku tablica mówiąca o tym, że w tym miejscu dnia 19 listopada 1942 roku zginął zastrzelony przez gestapowca wielki artysta, drohobyczanin - Bruno Schultz.
W wielkiej zadumie i refleksji, mając nadzieję na rychły tu powrót opuszczaliśmy to gościnne miasto. Tyle tu przecież jeszcze do zobaczenia.
Poniżej prezentuję film o historii kościoła w Drohobyczu, który nakręciłem w trakcie opowieści pana Stanisława Winiarza. Można się z niego dowiedzieć skąd pochodzi powiedzenie "Ręka, noga. mózg na ścianie" oraz wiele interesujących wątków z historii tej świątyni.
Oto link:
https://www.youtube.com/watch?v=EAxkuSowHgI
Wiedząc że z miejscem tym związany był mój pra pra dziadek Artur Strzetelski, postanowiliśmy - utwierdzeni i zachęceni zresztą przez Pana Stanisława - odwiedzić stary polski cmentarz w Drohobyczu.
Jest to jeden z najstarszych cmentarzy na Ukrainie, na którym spoczywają Polacy. Został on założony w 1790 roku i jest tylko o 4 lata młodszy od lwowskiego Cmentarza Łyczakowskiego. Można tam jeszcze znaleźć nieliczne groby austriackich urzędników z XVIII wieku. Jednak najbardziej okazałe mogiły należą do polskich właścicieli ziemskich oraz tych, którzy w XIX wieku zdobyli ogromne fortuny na wydobyciu ropy w leżącym opodal Borysławiu. Cmentarz pomimo tego, że zajmują się nim zarówno Polacy mieszkający jeszcze w Drohobyczu jak i wielu rodaków, którzy przyjeżdżają na groby swoich bliskich i krewnych sprawia wrażenie opuszczonego i takiego miejsca na którym właściwie niewiele się dzieje. Wokoło możemy znaleźć pełno zarośniętych, nie plewionych grobów, poniszczonych i połamanych nagrobnych zdjęć. Gdzieniegdzie widać też porozbijane nagrobne tablice. Wszytko to sprawia niezbyt korzystne wrażenie. Jednak trzeba przyznać, że widać również postępujące prace - niektóre grobowce są odnawiane, kaplicom cmentarnym przywraca się dawny blask, podobno też wszystkie zachowane mogiły zostały skatalogowane przez miejscowych Polaków. Wszystko to jednak wymaga nie tylko ogromnego nakładu pracy ale i znacznych kosztów, które przy obecnej sytuacji panującej na Ukrainie wydają się być mało osiągalne. Dlatego każda najmniejsza nawet pomoc, nie tylko materialna ale i w formie wolantariatu przy osobistej pracy oczyszczania i odnawiania nagrobków wydaje się być niezmiernie cenna. Nie pozwólmy by tą wspaniałą polską nekropolię spotkał podobny los zapomnienia i wymazania z powierzchni ziemi jak np. w Stanisławowie czy wielu innych dawnych miejscowości na terenach polskich kresów.
Po wejściu na cmentarz postanowiliśmy sfotografować jak najwięcej grobów by móc je potem udostępnić w bazie Genealogii Polaków. Zajęło nam to ponad godzinę. Poniżej parę zdjęć najbardziej ciekawych i interesujących nagrobków.
W tym czasie przeszedłem prawie cały cmentarz w poszukiwaniu grobowca mojego pra pra dziadka Artura Strzetelskiego. Myślę, że to on wlaśnie prowadził mnie alejkami tej nekropolii by w końcu doprowadzić do celu. Bo własnie w chwili gdy zamierzałem opuścić to miejce zauważyłem piękną nagrobną fotografię na jednym z nagrobków. Zapragnąłem zobaczyć ją bliżej, wspiąłem się więc na wysoki grobowiec. Zrobiłem zdjęcie, ostatnie zdjęcie, gdyż właśnie w tej chwili bateria padła i aparat się zamknął. Zrezygnowany odwróciłem się i stanąłem jak wryty. Stałem naprzeciwko grobowca mojego pra pra dziadka Artura Strzetelskiego. Napis na nim nie klamał. Trudno opisać moją radość. Zmówiłem "wieczne odpoczywanie" za spokój jego duszy i zawołałem na znajdujących się w drugiej części cmentarza Marcina i Olenę. Zaraz też zjawili się koło mnie. Na szczęście aparat Marcina był sprawny, więc udało się uwiecznić okazały grobowiec i mnie stojącego przy nim. Sama bryła nagrobka mimo upływu ponad 100 lat zachowała się w bardzo dobrym stanie. Wymaga jednak regularnego czyszczenia i odchwaszczania, więc postanowiłem, że przynajmniej raz w roku będę odwiedzał to miejsce.
Pełni wrażeń i pozytywnych emocji opuściliśmy Drohobycz i udaliśmy się w kierunku Borysławia. Dzięki temu, że udało się nam dodzwonić i powiadomić o naszym przyjeździe siostry przebywające w nowo wybudowanym kościele, który stanął na placu po zniszczonym cmentarzu polskim w Borysławiu, mogliśmy zatrzymać się tam na dłużej. Bardzo miła i wyjątkowej urody siostra Nina przyjęła nas z otwartymi rękami i udostępniła nam pomieszczenia do spania. Przez kolejne dwa dni była to nasza baza wypadowa do Truskawca i okolic Boryslawia.
Ale o tym to już w następnym odcinku mojej opowieści.
cdn
KOMENTARZE
- Mój mąż urodził się w Drohobyczu jako 2 letnie dziecko opuścił razem z całą rodziną swoje rodzinne strony pozostawiając tam dorobek życia kilku pokoleń ,/domy ,ziemię ,sady,zakład masarski i grobowiec rodzinny o którym wiele słyszał od Mamy i od starszej kuzynki która opuszczając rodzinne strony miała 17 lat. Nigdy nie miał okazji pojechać na grób dziadka i wujka .1 listopada 2015 rok godzina 20 ta to ja jego żona znając historię rodziny męża wystukałam na klawiaturze cmentarz Drohobycz i o dziwo zobaczyłam że jest wykaz grobów wg alfabetu i bez problemu odnalazłam Stanisław Sobolski i Janta Antoni ,mąż się rozpłakał bo pierwszy raz w życiu zobaczył rodzinny grobowiec o którym tyle słyszał od Mamy.Do póżnych godzin nocnych oglądaliśmy zdjęcia nigdy nie myślał że kiedykolwiek będzie mógł zobaczyć grobowiec rodzinny .Były to tylko jego marzenia i paląc świeczki na grobach zaniedbanych w Polsce mówił a może ktoś zapali na grobie dziadka .Marzenia się spełniają Dziękuje Roman z Podkarpaciaautor: ELBA
- Paulina Stadler i Edmund Wojtasiewicz są moimi dziadkami. Proszę o ewentualny kontakt: amelia455@wp.plautor: ŁukaszŁukasz Wojtasiewicz
- Szanowny Panieautor: józef chforumrowerowe.org
W sprawie grobu pradziadka Artura Strzetelskiego proszę się odezwać na maila adam-ch(at)mail.lviv.ua - Zapraszam do akcji Podaruj Znicz na Kresyautor: alison
- Zapraszam do akcji Podaruj Znicz na Kresyautor: alison
- Jak się chodzi po Drohobyczu to czasem słychać jeszcze echo bryczki sprzed 1939 - a może mi się wydawało . hmm.....