niedziela, 13 października 2013

Ciąg dalszy kolejnej wyprawy na Ukrainę - sierpień 2013

Chcąc opowiedzieć chociaż w skrócie historię miasta Sambora należałoby cofnąć się do roku 1241, kiedy to po raz pierwszy pojawiają się wzmianki w dokumentach o tym mieście. Jak już wspomniałem w pierwszej części sprawozdania z naszej tegorocznej wyprawy na Ukrainę miasto Sambor założył wojewoda krakowski Spytko z Melsztyna w roku 1390. Mniej więcej w połowie XVI wieku Sambor został wykupiony przez królową Bonę, która po spłacie długu stała się właścicielką tego miasta. Według legendy przekazywanej z pokolenia na pokolenie podczas polowania w Samborskich lasach Królowa Bona trafiła w szyję jelenia strzałą. W ten sposób  podarowała miastu herb. Niektórzy jednak badacze uważają, że ten herb musiał istnieć znacznie wcześniej, czego dowodem są starodawne pieczęcie miejskie z roku 1533. Na pieczęciach tych przedstawiona jest tarcza, na niej jeleń z przebitą szyją i napis w języku łacińskim mówiący o tym, że to jest właśnie pieczęć miasta Sambora.
Początek XVII wieku obfituje w niezwykle ważne wydarzenia dla miasta. W roku 1604 w pałacu wojewody sandomierskiego w Samborze - Jerzego Mniszcha przebywał car Dymitr Samozwaniec I, który poślubił jego córkę Marynę Mniszchek. W celu zdobycia tronu carskiego Dymitr przedstawił plan wyprawy na Moskwę królowi Zygmuntowi III Wazie. Wiele wpływowych osobistości z Janem Zamoyjskim na czele uznało przedsięwzięcie za szkodliwe dla interesów Rzeczypospolitej. Jednak magnackie rody Mniszchów i Wiśniowieckich wierzyły w nabycie nowych ziem dla swoich domen i rozszerzenie wpływów. 28 września 1604 roku Dymitr Samozwaniec wyruszył właśnie z okolic Sambora z wyprawą na Moskwę. Być może Sambor był dość istotnym miejscem dla Dymitra Samozwańca I nie tylko ze względu na fakt, że stamtąd właśnie wywodziła się jego przyszła żona caryca Maryna Mniszchówna lecz być może i dlatego, że sama nazwa Sambor, od którego wywodzi się również męskie imię oznacza kogoś, dla którego w życiu najważniejsza jest sama walka.
Po rozbiorach Polski pod koniec XVIII wieku miasto znalazło się pod zaborem austriackim. Od połowy XIX wieku do początku XX wieku rozwojowi miasta sprzyjała między innymi budowa linii kolejowych do Drohobycza, Stryja, Borysławia, Przemyśla oraz Lwowa. Wojska rosyjskie, które zajęły Sambor podczas I wojny światowej dokonały licznych zniszczeń w mieście. Po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości w roku 1919 Sambor po 147-letniej niewoli powrócił do Rzeczypospolitej. Miasto zostało stolicą powiatu województwa stanisławowskiego. Na miejscu dawnego zamku Jerzego Miszcha zbudowano szpital miejski. Od 26 września 1939 roku rozpoczęła się okupacja sowiecka, połączona z masowymi aresztowaniami, wywózkami i deportacjami. Tuż przed wkroczeniem Niemców do miasta 27 czerwca 1941 roku Sowieci wymordowali 900 więźniów, głównie Polaków. Ich ciała spalono na miejscowym cmentarzu.
Po zakończonej okupacji niemieckiej (1941-44) i ponownej sowieckiej (1944-91) od roku 1991 Sambor znajduje się na terenie niepodległej Ukrainy.

Chociaż Sambor wyróżnia się spośród innych ukraińskich miast zachowując w sobie  jakąś magiczną atmosferę dawnych wydarzeń, które w sposób niezwykły oddziałują na każdego przybywającego do tego miasta turystę, pomimo tego, że sporo tu architektonicznych oraz kulturalnych pomników przeszłości, to jednak przejeżdżając przez centrum odniosłem raczej niezbyt pozytywne wrażenie. Główna ulica pełna dziur, wszędzie parkujące byle jak i byle gdzie samochody, wszechobecny brud, zgiełk i bałagan oraz nieprzebrane tłumy ciągle gdzieś spieszących, ze spuszczonymi głowami ludzi, zupełnie nie przystaje do miasta, które kiedyś przecież było widokiem wielu jakże ciekawych, historycznych wydarzeń. Odniosłem wrażenie, że z dawnej świetności tego miasta pozostało właściwie niewiele.

Jedna z głównych ulic w Samborze

                   Wnętrze jednego ze zniszczonych i otwartych grobów na cmentarzu w Rudkach



Słów parę na temat miasta Rudki
Miejscowość Rudki charakteryzuje się bardzo ciekawym i wręcz niebanalnym usytuowaniem geograficznym. Otóż okazuje się, że wody rzek i potoków z obszaru zakreślonego granicami administracyjnymi Rudek płyną do dwóch mórz, morza Czarnego i Morza Bałtyckiego. Oznacza to, iż miejscowość usytuowana jest z zegarmistrzowską wręcz precyzją na kontynentalnym wododziale bałtycko-czarnomorskim. Potok Wiszenka przepływający przez granice administracyjne Rudek dzieli się na dwie odnogi, z których jedna skręca na północ i po opłynięciu Beńkowej Wiszni i przekroczeniu granicy z Polską oddaje swe wody Sanowi niedaleko Radymna. Z kolei druga, mniejsza odnoga, zwraca się na południe ku Nowosiółkom Gościnnym gdzie przyjmuje dopływ w postaci cieku wodnego o nazwie Łączny i dąży ku pobliskiemu Dniestrowi. Zresztą podobna sytuacja występuje również w obrębie miasta Lwowa. Rdzenni Lwowiacy podkreślają, iż woda spod prezbiterium kościoła Św. Elżbiety płynie za pośrednictwem rzeki Pełtwy do Morza Bałtyckiego, zaś spod kruchty poprzez Wereszycę do Morza Czarnego.
Usytuowanie geograficzne Rudek koresponduje z ciekawą historią osady oraz jej znaczeniem dla kultury polskiej. Rudki bowiem przez długi, prawie dwustuletni okres (1742 – 1939) pozostawały we władaniu znanego na Rusi rodu szlacheckiego Fredrów, z którego wywodził się wybitny polski komediopisarz Aleksander Fredro. Szlachecki ród Fredrów przez prawie dwustuletni okres, od roku 1742, kiedy to Rudki przeszły w ich ręce po odkupieniu od rodziny Urbańskich, aż do wybuchu II wojny światowej w roku 1939, tak ściśle związał się z tym miejscem, że w świątyni rudeckiej pod wezwaniem Wniebowzięci Najświętszej Marii Panny znajduje się kaplica i krypta w której pochowani są wszyscy członkowie rodziny Fredrów. Ten panteon fredrowski, po prawie kompletnym zniszczeniu w okresie władzy radzieckiej, kiedy to kościół, a z nim również i krypta zostały zamienione na hurtownie spożywczą i aptekę weterynaryjną doczekał się w końcu odnowienia i został uratowany od całkowitego zniszczenia i zapomnienia. W roku 1988 roku polski rząd powołał do życia komisję do sprawy powtórnego pochówku Aleksandra Fredry. Na skutek działań tej komisji świątynia w Rudkach została powtórnie konsekrowana w roku 1989, zaś w roku 1990 odbył się uroczysty, kolejny pogrzeb Aleksandra Fredry i członków jego rodziny. Komisja na której czele stał profesor Zakrzewski ufundowała również kamienną tablicę z napisem:
„Za pontyfikatu Jana Pawła II,
29 września 1990 roku
odbyła się uroczystość ponownego pochówku
Aleksandra hr. Fredry
oraz członków jego rodziny”,

którą przytwierdzono tuż nad wejściem do kaplicy Fredrów.

Co ciekawe, wśród obecnych na uroczystościach pogrzebowych w roku 1990 była także Elżbieta Weymanowa de domo Szeptycka – prawnuczka pisarza. Otóż córka Aleksandra Fredry, Zofia, wyszła bowiem za mąż za Jana Kantego Remigiana Szeptyckiego z Przyłbic i miała z nim siedmiu synów, w tym Stanisława Szeptyckiego – znanego polskiego polityka i generała oraz Andrzeja Szeptyckiego - metropolitę lwowskiego obrządku greckokatolickiego. Tak więc w rudeckim kościele, w jednej osobie, spoczywa zarówno wielki polski pisarz – książę polskiej komedii jak również dziadek ukraińskiego, świętojurskiego metropolity, którego działalność w ogromnym stopniu ukształtowała rozwój ukraińskiego życia narodowego w pierwszej połowie XX wieku.
Obiektem o największej wartości historyczno-artystycznej w Rudkach jest kościół katolicki.


To tam znajdowała się słynąca cudami ikona Matki Bożej, pochodząca ze wsi podolskiej Żeleźnica, która w 1612 roku podczas najazdu tatarskiego uległa zniszczeniu. Po ucieczce Mongołów, w zgliszczach wiejskiego kościoła, znaleziono nieuszkodzony obraz Matki Bożej, namalowany na lipowej desce. Według legendy, wywożący ikonę z Podola - Jerzy na Goraju Curyłło, po przybyciu do Rudek utknął tutaj na dobre, gdyż konie ciągnące wóz nie chciały ruszyć dalej. Curyłło uznał, iż wolą samego Boga jest aby obraz pozostał w Rudkach. Ofiarował go więc miejscowemu kościołowi, a ocalona z pożogi ikona wkrótce zaczęła słynąć cudami, czczona zarówno przez katolików jak i prawosławnych oraz grekokatolików. Świadczyły o tym liczne wota w tym najcenniejsze, tj. złocista lampa ofiarowana przez króla polskiego Jana Kazimierza.

Główny ołtarz z cudownym obrazem Matki Boskiej Rudeckiej

Dnia 2 lipca 1921 roku biskup przemyski Józef Pelczar koronował obraz Matki Bożej Rudeckiej.


Po zakończeniu wojny, kiedy Rudki znalazły się w granicach ZSRR, wiosną 1946 roku świątynia została zamknięta i zamieniona na hurtownię spożywczą oraz weterynaryjną aptekę. Słynąca cudami ikona maryjna została sekretnie wywieziona do seminarium rzymsko-katolickiego w Przemyślu. W roku 1950 obraz został poddany konserwacji, zaś w roku 1968 przekazano go do kościoła w Jasieniu, niedaleko Ustrzyk Dolnych w celu utworzenia ośrodka maryjnego w Bieszczadach. Intronizacji przewodniczył kardynał Karol Wojtyła. Jednak w roku 1992 cudowny obraz został skradziony z kościoła w Jasieniu i do tej pory pozostaje nieodnaleziony. Po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości i odzyskaniu świątyni przez Polaków w roku 1995 do Rudek powróciła kopia obrazu, którą rok później koronował arcybiskup Marian Jaworski. Dnia 2 lipca 2003 roku kościół parafialny pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny ogłoszono Sanktuarium Matki Boskiej Rudeckiej.


W momencie lokacji miasta Rudki były chutorem rozległej, sąsiedniej wsi Beńkowej Wiszni. Do roku 1876 właścicielami większej własności w Rudkach byli Fredrowie. Tu właśnie, po latach napoleońskiej wojaczki i tułaczki, powrócił komediopisarz Aleksander Fredro, który z właściwym sobie, mistrzowskim humorem i sarkazmem, kończąc żołnierski rozdział swojego życia, napisał: …”Napoleon na Elbę, a ja prosto do Rudek…”. Dokładniej rzecz biorąc właśnie do wsi Beńkowa Wisznia położonej 4 kilometry na północ od miasta. Rodzice Aleksandra Fredry, Jacek i Marianna Fredrowa – do dworu w Beńkowej Wiszni sprowadzili się w 1797 roku, gdy przyszły komediopisarz miał 4 lata. Od tego momentu Beńkowa Wisznia stała się rezydencją Fredrów, w której dzieciństwo spędził także Aleksander. Tu pobierał nauki, nigdy nie uczęszczając do szkół publicznych, kształcony przez wynajmowanych guwernerów. To tutaj po powrocie z kampanii napoleońskich Aleksander Fredro przez ok. 30 lat gospodarował, budując w 1835 roku neorenesansowy obszerny pałac w otoczeniu parkowym. Pałac ten istnieje do dnia dzisiejszego. Obecnie jest odrestaurowywany przez polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu „Ochrona polskiego dziedzictwa narodowego poza granicami kraju”. W 1846 roku Aleksander Fredro wraz z żoną zamieszkał w zakupionym we Lwowie dworku, jednakże nadal bywał w Beńkowej Wiszni częstym gościem. Po śmierci pisarza w 1876 roku, jego zabalsamowane zwłoki spoczęły w rudeckiej świątyni, której krypta z biegiem lat przeistoczyła się w swego rodzaju panteon szlacheckiego rodu Fredrów.

Krypta w podziemiach kościoła, w której pochowane są doczesne szczątki hr. Aleksandra Fredry i członków jego rodziny

Zauroczeni rudecką świątynią oraz wielką gościnnością obecnego proboszcza kościoła ks. Gerard Liryka, który w sposób bardzo przyjazny i cierpliwy zarazem opowiedział nam całą historię miasta jak i Sanktuarium, opuściliśmy to wspaniałe miejsce przesiąknięte polskością i udaliśmy się w dalszą drogę. Wczesnym popołudniem dotarliśmy w okolice Lwowa. Tam zatrzymaliśmy się na obiad w jednym z przydrożnych zajazdów. Posileni i wzmocnieni krótkim odpoczynkiem, pospieszani przez nieubłagalnie upływający czas, skierowaliśmy się w dalszą drogą w kierunku Halicza i Stanisławowa. Koniecznie musieliśmy przecież zdążyć przed nocą dojechać do Mariampola, miejsca naszego kolejnego noclegu.

Ks. Gerard Liryk opowiada historię Sanktuarium Matki Bożej Rudeckiej

Powoli przejeżdżając przez kolejne miejscowości podziwialiśmy piękne widoki przyrody. Jednak nieustające wyboje i wertepy oraz olbrzymie dziury w drodze nie pozwoliły na zbyt szybką jazdę. Przejeżdżając przez Bóbrkę, miejscowość położoną około 20 km na zachód od Przemyślan i około 30 km na południowy wschód od Lwowa nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności zatrzymania się na krótko na tamtejszym cmentarzu, usytuowanym tuż przy głównej drodze. Tu podobnie jak w Rudkach jest wciąż wiele opuszczonych i niszczejących polskich grobów. Stan ich wydaje się być nieco lepszy niż gdzie indziej, jednak obecna spora grupa grabarzy i kamieniarzy, którzy przekopywali opuszczone i zniszczone polskie groby oraz miejsca, na których one były usytuowane, może świadczyć o fakcie, że proces przejmowania dawnych polskich mogił i miejsc pochówku przez tamtejszych Ukraińców ciągle postępuje. W rozmowie z jednym z kamieniarzy dowiedzieliśmy się, że w tamtejszym więzieniu,  okresie II wojny światowej, po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski, z początkiem 1941 roku, NKWD dokonało mordu na kilkudziesięciu więźniach. Ugotowano ich żywcem w olbrzymiej kadzi, a pozostałe ciała oblano kwasem celem uniemożliwienia identyfikacji. Przeszliśmy przez cały rozległy cmentarz dokumentując fotograficznie prawie każdą mijaną mogiłę. Już po powrocie do Polski znajdzie się przecież czas by skatalogować i opisać poszczególne groby.




Słów parę na temat Bóbrki

Pierwsza informacja o Bóbrce pochodzi z 1211 roku z Kroniki Halicko-Wołyńskiej. Od XV w. Bóbrka  na mocy przywileju Kazimierza IV Jagiellończyka otrzymała magdeburskie prawa miejskie. Stanowiła odtąd miasto królewskie. Wojna polsko-szwedzka (1655–1660) doprowadziła miasto do ostatecznego upadku. Po rozbiorach Polski, pod koniec XVIII wieku Bóbrka stała się własnością austriackiego skarbu państwa, który w 1790 r. sprzedał dobra rodzinie Skarbków. Od I połowy XIX w. do wybuchu pierwszej wojny światowej Bóbrka należała do rodziny Czajkowskich. (Być może informacja ta zainteresuje Stanisława Wodyńskiego, którego pra babka Wincentyna Strzetelska wyszła za mąż za Edwarda Czajkowskiego). W połowie XIX wieku działała w Bóbrce  manufaktura tekstylna. Interesującym jest fakt, że z Bóbrki pochodziła rodzina jednego z najwybitniejszych polskich dramaturgów, Stanisława Wyspiańskiego. Jego pradziad był bóbreckim pisarzem gminnym. Dziad Ignacy, absolwent filologii uniwersytetu lwowskiego, przyszedł na świat w Bóbrce w 1805 roku. Być może urodził się tu również ojciec Stanisława, rzeźbiarz Franciszek Wyspiański (1836–1901). W późniejszym okresie rodzina Wyspiańskich przeniosła się do Lwowa, a następnie do Krakowa. W latach 80. XIX w. w Bóbrce bywał również poeta ukraiński Iwan Franko. Podczas pierwszej wojny światowej, w czerwcu 1915 roku doszło do bitwy pod Bóbrką, w której atakujące z dwóch stron armie austriackie odparły wojska rosyjskie. W czasie II wojny światowej w roku 1942 po utworzeniu getta żydowskiego w mieście Niemcy zorganizowali transporty Żydów do obozu zagłady w Bełżcu. Holokaust w Bóbrce został upamiętniony pomnikiem znajdującym się przy drodze wyjazdowej na Przemyślany.
Nie potwierdzona dokumentami miejscowa tradycja wiąże powstanie parafii rzymskokatolickiej w Bóbrce w roku 1402, w tym również i obronnego kościoła św. Mikołaja, z fundacją znamienitego polskiego rycerza Zawiszy Czarnego. 
Na cmentarzu znajduje się kaplica fundacji Henryka Czaykowskiego, zbudowana pod koniec XIX wieku, którego rodzina w tym czasie była właścicielem tej miejscowości.  

Kaplica cmentarna w Bóbrce ufundowana przez Henryka Czaykowskiego

Poruszeni opowieściami ludzi spotkanych na cmentarzu, skierowaliśmy się czym prędzej w kierunku Mariampola. Parę kilometrów przed osiągnięciem celu Stanisław Tomczak postanowił ucieszyć nas pięknym widokiem rozlewiska Dniestru. Zatrzymaliśmy się na chwilę  w tak urokliwym zakątku, że dosłownie widok odebrał nam mowę. Staliśmy na niewielkim wzniesieniu i patrzyliśmy dłuższą chwilą chcąc nasycić nasz wzrok słońcem, morzem kwitnących słoneczników i w oddali błyszczącą wodą Dniestru. Zresztą zobaczcie sami:


Do Mariampola dojechaliśmy w późnych godzinach popołudniowych.

Zaprzyjaźnionego od lat Gienka nie było w domu, ale klucz wisiał tak jak zwykle w umówionym miejscu. Zmęczeni, jednak pełni wrażeń mijającego dnia, postanowiliśmy zobaczyć jeszcze zachód słońca nad Dniestrem. Potem wspólnie przygotowaliśmy późną kolację, wznieśli toast dobrym ukraińskim koniakiem za powodzenie naszej akcji w kolejnych dniach, po czym każdy z nas bardzo szybko wpadł w objęcia Morfeusza.

Zachód słońca nad brzegiem Dniestru w Mariampolu

Kolejny dzień okazał się być niezwykle szczęśliwy i pełen nieoczekiwanych spotkań. Był to 15 sierpnia, święto Matki Bożej Królowej Polski, dzień Wniebowzięcia Matki Boskiej oraz Święto Wojska Polskiego zarazem. Po obfitym śniadaniu, tuż przed południem podjechaliśmy na plac Matki Bożej Mariampolskiej, na którym w zeszłym roku została poświęcona jej figura. 

Plac matki Bożej Mariampolskiej z jej figurą i cerkwią w tle




Słów parę na temat Mariampola

Pierwotnie parafia w Mariampolu została założona w Delejowie przez dziedzica Jana Rolę, w roku 1410. Znajdujący się tam kościół został spalony przez Turków z początkiem XVI wielu. W tym czasie odległe o około 10 km od Mariampola Uście Zielone zostało ustanowione parafią. W roku 1646 na miejscu spalonego kościoła i parafii w Dalejowie wybudowano drewniany kościół jako kościół filialny parafii Uście Zielone. Jabłonowscy, którzy odziedziczyli dobra zwane obecnie Mariampol około roku 1662 wybudowali tam kościół drewniany zarządzany przez siostry regularne Franciszkanki Mniejsze Obserwantki. Po podziale parafii Uście Zielone w roku 1725, dokonanym przez arcybiskupa Skarbka, parafia została przeniesiona do Mariampola i wyposażona przez kasztelana Jana Stanisława Jabłonowskiego.
Hetman Stanisław Jabłonowski to wielce zasłużona dla Polski postać. Uważany jest za jednego z najwybitniejszych polskich wodzów wieku XVII. Był niezwykle znakomitym strategiem, zarówno w teorii jak i w praktyce.  To on kierował atakami husarii pod Chocimiem w roku 1673 jak i pod Wiedniem w roku 1683. Wspólnie z Królem Janem Kazimierzem brał udział w wyprawach na Kamieniec Podolski, Bukowinę i Wołoszczyznę. W poczuciu odpowiedzialności piastowanego stanowiska budował nowe wsie i miasteczka. Po zajęciu przez Turków Kamieńca Podolskiego wzdłuż Dniestru wzniósł łańcuch obronnych fortów i zamków do dziś podziwianych. Najbardziej znane to  Okopy Św. Trójcy. Był człowiekiem niezwykle religijnym, wielkim czcicielem Matki Bożej. Na wszystkie wyprawy wojenne woził ze sobą Jej obraz i modlił się przed nim wspólnie z rycerstwem. Codziennie słuchał Mszy świętej i odmawiał koronkę do NMP. Ku jej czci, w roku 1691 założył nad Dniestrem miasto Mariampol, zwane szańcem Najświętrzej Maryi Panny. Później w kościele umieszczono Jego obozowy obraz – hetmański. Jako filantrop był związany z licznymi klasztorami zakonnymi które hojnie wspierał. Zmarł we Lwowie w roku 1702 gdzie został pochowany w kościele Jezuitów.  
Herb miasta Mariampol zawiera motyw maryjny – przedstawia on Matkę Bożą z Dzieciątkiem Jezus, pod nią widnieje tarcza z herbem Jabłonowskich.
Pochodzenie cudownego wizerunku matki Boskiej Mariampolskiej nie jest ustalone. Nie jest wiadome kto i kiedy go namalował. Pierwsza wzmianki o nim pochodzą z II polowy XVII wieku. Obraz wędrował  wtedy z wojskiem polskim dowodzonym właśnie przez hetmana Stanisława Jabłonowskiego, który modlił się przed nim z rycerstwem wożąc go ze sobą na wyprawy wojenne. Wywdzięczają się Bogurodzicy za doznaną wielokrotną opiekę Jabłonowski postanowił przemianować na Jej cześć w pobliżu wsi Wołczków osadę Boży Widok (pochodzącą od wspaniałego widoku rozpościerającego się ze skarpy mariampolskiej na dolinę Dniestru) wraz z miastem warownym, na miasto Mariampol – Gród Maryi. Było to w roku 1691. Po śmierci hetmana w roku 1702 syn jego wojewoda JAN Jabłonowski przekazał sławny obraz obozowy ojca kościołowi w Mariampolu. Umieszczony w głównym ołtarzu wizerunek zajaśniał wkrótce blaskiem łask. Dowodem tego były liczne ofiarowane wota i srebrna sukienka z koron.

Po odwiedzinach w tamtejszym przedszkolu oraz krótkim zatrzymaniu się na tamtejszym cmentarzu, przejechawszy ulicami Mariampola, skierowaliśmy się w kierunku Stanisławowa, gdzie miałem spotkać się z moimi kuzynami - Denisem Marytchakiem i Wsiewołodem Bażałukiem, potomkami Franciszki Ksawery Strzetelskiej, córki Ignacego Strzetelskiego, którzy w połowie XIX wieku żyli i mieszkali w nieodległym Uściu Zielonym.
Ale o tym już w kolejnym odcinku mojej relacji.



KOMENTARZE

  • Świetny blogasek :D Wielkie dzięki za tai wysiłek :)
    autor: Szczerbatek/www.roadamerican.pl/
  • Czytam historie Twojego rodu i wracam wspomnieniami do Mariampola :)
    autor: Tereska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz