wtorek, 8 listopada 2011

Koligacje rodziny Strzetelskich z Fulińskimi.

Po trudnych dla mnie tygodniach od czasu odejścia mojej mamy postanowiłem powrócić do publikowania historii rodziny Strzetelskich. Obecnie chcę się z Wami podzielić informacją zawartą na blogu prowadzonym przez Ewę Nadachowską Fulińską, córkę prof. Benedykta Fulińskiego, który był bratem mojej prababci Karoliny Strzetelskiej. Oto link do tego bloga i treść mówiąca o powiązaniu rodziny Fulińskich ze Strzetelskimi
Oto treść napisana przez Ewę Nadachowską Fulińską:  

Siostra naszego Ojca
Siostra naszego Ojca Karolina, nazywana w rodzinie Lolą, wyszła bardzo młodo za mąż za Kazimierza Strzetelskiego. Mama opowiadała mi o wakacjach, jakie rodzice spędzali na długo przed moim urodzeniem u wujostwa Strzetelskich. Mąż cioci Loli był leśniczym w Kałuszu, podkarpackiej miejscowości w Karpatach Wschodnich. Wynajmował tam dla rodziny Fulińskich gajówkę pięknie położoną w górzystym lesie. Jędrek i Jacek niezwykle mile wspominali te wakacje. Wspaniałe spacery, obfitość grzybów, jagód, zwłaszcza malin podobały się chłopcom. Jędrek będąc bardzo inteligentnym dzieckiem obserwował z zainteresowaniem piękną przyrodę karpacką. Była tam wielka obfitość gatunków zwierząt, między innymi węży. Jędrek orientował się doskonale, które są jadowite, a które nie. Łapał nieszkodliwe zaskrońce i popisywał się przed okolicznymi chłopami i robotnikami leśnymi, jaki to z niego ,,czarodziej" Obwiązywał sobie szyję wężem i dumnie z nim kroczył, a chłopi żegnali się mówiąc:Hospody pomyłuj! hadyna! hadyna! (gadzina! gadzina!). 
Kiedy byłam mała, wujek Kazik przyjeżdżał do nas czasem, być może załatwiać jakieś sprawy służbowe. Był dużym szpakowatym mężczyzną z wąsami i długą brodą. Pamiętam, że miał z nią sporo kłopotu podczas jedzenia zupy. Przytrzymywał ją jedną ręką, od czasu do czasu wycierając serwetką wąsy i brodę, na którą skapnęło parę kropel zupy. Malutką dziewczynkę, jaką byłam wtedy, dziwiło to i interesowało. Poza tym był przemiłym człowiekiem. Brał mnie na kolana i opowiadał śliczne bajki. Miał w tym zapewne wprawę, bo był ojcem licznego potomstwa. 
Strzetelscy mieli następujące dzieci:
Marię
Kazimierę, zmarłą w wieku 12 lat
Juliusza, który jako student Politechniki Lwowskiej brał udział w spisie ludności w 1921roku i w czasie tych czynności został zamordowany przez Ukraińców.
Stanisławę
Bolesława, ożenionego z Ukrainką i mimo to zamordowanego w 1942 roku przez Ukraińców.
Helenę
Erazma, inżyniera leśnika, zamordowanego przez Ukraińców w 1944 roku w nadleśnictwie Dolina.
Czesława
Henryka, zamordowanego przez Ukraińców w 1944 roku podKałuszem. 
Maria wyszła za mąż za Alojzego Kobyłeckiego, doktora praw i dyrektora Banku Polskiego. W czasie wojny Kobyłeccy z dwojgiem dzieci, Juliuszem i Marią Wiktorią, mieszkali u nas przez kilka tygodni. Nie znam przyczyny tego, ale przypuszczam, że uciekli przed Niemcami z Gdyni, gdzie Kobyłecki był dyrektorem banku. Po wojnie mieszkali w Krakowie. Mieli tu dom na Woli Justowskiej.  
Ercia znałam bardzo dobrze, gdyż mieszkał z nami, gdy studiował na wydziale leśnictwa  Politechniki Lwowskiej. Ukończył studia i pracował w nadleśnictwie Dolina w Karpatach Wschodnich. Tam spotkała go śmierć z rąk  Ukraińców. 
Czesio i Henio bywali u nas w domu w różnych okresach. Czesio studiował weterynarię i szybko ożenił się, jeszcze w czasie studiów. Był potem weterynarzem wojskowym i pułkownikiem WP. Po wojnie mieszkał z żoną i pięciorgiem dzieci w Krakowie. Henio zginął z rąk Ukraińców w czasie wojny.

Benedykt Fuliński z synem Jackiem i Czesiem Strzetelskim (na plecach)


Ciocia Lola była drobną, szczupłą kobietą. Miała prawdopodobnie niebieskie oczy, choć trudno to było stwierdzić, bo mrużyła je z powodu krótkowzroczności. Było to dziwne, bo nasz Tato miał doskonały wzrok i nie używał okularów do śmierci. Zwracały uwagę jej ręce - niezwykle wąskie, z długimi, cienkimi palcami. Te ręce, to była wspólna cecha rodzeństwa – mego Ojca i jego siostry.  Tę cechę uwypuklił ( jak często u niego karykaturalnie) Sichulski na portrecie Ojca. Ciocia Lola przyjeżdżała do nas przeważnie ze swą kilkunastoletnią córką Helą, blondynką ze złotym grubym warkoczem i lazurowo-niebieskimi oczyma. Te piękne oczy były jednak zagrożone ślepotą. Ciocia szukała u specjalistów lwowskich ratunku dla swej córki. I prawdopodobnie udało się. Nie wiem tego dokładnie, ale chyba uniknęła kalectwa. Pamiętam, że ilekroć przyjeżdżała do nas ciocia Lola, wspominała swą dawno zmarłą 12-letnią córkę Kazię. Mówiła ile by to teraz miała lat, wyciągała chusteczkę z kieszeni i ocierała łzy.
Oboje Strzetelscy zmarli w czasie wojny w 1940 roku w swoim domu w Kałuszu. Na szczęście nie doczekali tragicznej śmierci swoich trzech synów: Bolka, Ercia i Henia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz